Czy branża muzyczna może być EKO? – wywiad z aktywistą Jamesem Dovem
O ekologii w branży muzycznej pisaliśmy już w artykule: Dawid Podsiadło, ekologia i prawo – co mają wspólnego?
Wszyscy jesteśmy winni zmianom klimatu, powinniśmy zatem wspólnie poszukiwać rozwiązań, które pozwolą nam uratować planetę. Obowiązek działania dotyczy również muzyków i ich fanów. Postanowiliśmy zatem zgłębić temat i dowiedzieć się, jak być bardziej eko.
Do rozmowy udało nam się zaprosić Jamesa Dove’a – brytyjskiego muzyka, producenta i aktywistę, zajmującego się przede wszystkim obszarami, w których działalność branży muzycznej spotyka się z ekologią. Jego inicjatywa – ClimateEQ powstała, by promować innowacyjne rozwiązania stworzone specjalnie dla przemysłu muzycznego, po to, byśmy mogli zmniejszyć nasz negatywny wpływ na planetę.
Musicodex („M”): James, zacznijmy może od pytania o twoją drogę do aktywizmu. Jak wyglądały jej początki i co spowodowało, że w efekcie walka o planetę stała się tak ważnym aspektem twojego życia?
James Dove („JD”): Wiedzę na temat zmian klimatu zacząłem tak naprawdę zdobywać około 4 lat temu, kiedy dołączyłem do lokalnej grupy Friends of the Earth w Manchesterze. Od zawsze czułem odpowiedzialność za środowisko, ale do tamtego momentu zakładałem, że wystarczające jest angażowanie się w recykling. Nie byłem w pełni świadom, jak wielką szkodę ludzkość wyrządza planecie i jak mało czasu zostało nam by cokolwiek z tym zrobić. Im więcej się dowiadywałem, tym bardziej mnie ta wiedza przygniatała. Wyraźnie pamiętam moment, w którym podczas rozmowy telefonicznej z członkiem mojej rodziny, tłumacząc mu pewne kwestie, wybuchłem płaczem, przeżywając coś w rodzaju ataku paniki. Nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy, ale to czego doświadczyłem, nazywane jest niepokojem klimatycznym („climate anxiety”).
Pamiętam, że czułem złość i bezsilność. Nie rozumiałem, w jaki sposób większość ludzi potrafiła ignorować ten temat i żyć jak gdyby nigdy nic.
Wtedy natrafiłem na Extinction Rebellion (międzynarodowy ruch wykorzystujący akcje masowego obywatelskiego nieposłuszeństwa w celu wymuszenia na rządach działań zapobiegających negatywnym zmianom klimatu). Zacząłem pojawiać się na cotygodniowych spotkaniach, brałem udział w pokojowych protestach w Londynie i w Manchesterze oraz zaangażowałem się w działania Regenerative Culture – grupy skupiającej się na regeneracji biosfery.
Wkrótce przekonałem się, że tego typu „momenty przebudzenia” są czymś powszechnym wśród ludzi zgłębiających temat zmian klimatycznych. Odkrycie, że od lat nieświadomie brałeś udział w działaniach niszczących planetę, może mieć ogromny wpływ na twoje zdrowie psychiczne.
M: Czy możesz opowiedzieć mi o ClimateEQ i inicjatywach, które podejmujecie wspólnie w Wielkiej Brytanii?
JD: Najgorsze w uzyskaniu świadomości o katastrofie klimatycznej było poczucie bezradności. Nie jestem przecież naukowcem, prezesem korporacji czy politykiem.
Wkrótce dotarło do mnie jednak, że nie muszę być żadną z tych osób, by wprowadzać zmianę. Mamy przecież wystarczającą ilość ekspertów, a opinia ludzi nauki na temat zmian klimatu jest już ugruntowana. Tak naprawdę konieczne jest, by ludzie podjęli jakieś działania. I to już!
Oczywistym stało się dla mnie, że największym wyzwaniem, któremu musimy stawić czoła jest zmiana naszych zachowań. Wszyscy, niezależnie od tego czy jesteśmy zwykłymi obywatelami, prezesami; czy pracujemy dla rządu, czy nie, musimy wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i niezwłocznie podjąć odpowiednie działania.
Ja zdałem sobie sprawę, że posiadam odpowiednie umiejętności, by zająć się aktywizmem. Zauważyłem też, że zrównoważone działania branży muzycznej mogą być potężnym narzędziem w szerzeniu zmian na globalną skalę. Przecież muzyka łączy ludzi na głębszym poziomie emocjonalnym niż nauka i polityka.
Powołałem do życia ClimateEQ po to, by dać ludziom z branży muzycznej narzędzia do walki ze zmianami klimatycznymi. Moja organizacja oferuje ośmiogodzinne, akredytowane kursy, na których uczymy o nauce i psychologii związanych z klimatem i proponujemy wachlarz rozwiązań.
Nazwa pochodzi od „EQ” („egualizacja”), które w muzyce używane jest do manipulowania częstotliwością dźwięku. Zasady stosowania equalizacji – „mniej znaczy więcej”, „odejmij zanim dodasz” – znajdują paralele do tego, jakie modyfikacje społeczeństwo powinno wprowadzać, by uniknąć najgorszych skutków zmian klimatycznych.
M: Czy na podstawie twojego doświadczenia, mógłbyś powiedzieć, że fani muzyki stają się bardziej świadomi wyzwań wynikających z problemów klimatycznych i rozumieją powagę, z jaką powinniśmy je traktować?
JD: Moim zdaniem świadomość ekologiczna jest na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Sądzę, że duży wpływ na ten stan rzeczy miała fantastyczna praca Davida Attenborougha (brytyjski biolog) i jego współpracowników. Ogromne znaczenie mają także działania grup takich jak Extinction Rebellion, Grety Thunberg i zainspirowanych przez nią protestów uczniów oraz innych wspaniałych ruchów i organizacji.
Jakkolwiek, myślę, że pomiędzy świadomością ludzi a konkretnymi działaniami pozostaje wielka przepaść, dlatego branża muzyczna powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, by zainspirować powstanie nowych norm społecznych, prowadzących do ekologicznych zachowań publiczności.
Muzyka łączy ludzi, a w związku z tym niesie za sobą siłę i odpowiedzialność, by aktywnie przewodzić zmianom związanym z ochroną klimatu. Eventy i festiwale muzyczne są świetnym polem do eksperymentowania i wprowadzania innowacji.
M: Wielu muzyków stara się prowadzić aktywizm przez włączanie eko przekazów do swoich tekstów. Niektórzy eksperci twierdzą, że takie rozwiązania mogą nie być wystarczające. Na przykład, w wyniku dystrybucji „Heal the World” („Ulecz Świat”) Michaela Jacksona, powstało ponad 100 ton odpadów z tworzyw sztucznych.
Każdy etap produkcji muzyki wymaga użycia energii i innych zasobów. Nawet jeśli porzucilibyśmy użycie fizycznych nośników, musimy pamiętać, że streaming może być nawet bardziej zabójczy dla planety. 5 milionów wyświetleń teledysku do „Despacito” zużyło tyle samo energii, ile 5 Afrykańskich miast zużywa w ciągu roku! Chociaż „Despacito” nie jest piosenką pro-ekologiczną, łatwo jest na tym przykładzie zauważyć, że nawet utwór promujący zrównoważone działania, może doprowadzić do emisji zanieczyszczeń. Biorąc to wszystko pod uwagę, uważasz, że szerzenie świadomości może być wartościowym rodzajem aktywizmu, czy powinno ono towarzyszyć konkretnym działaniom?
JD: Niezwykle ważne jest, by ludzie mieli świadomość z czym się mierzymy. Szerzenie świadomości jest zatem bardzo dobrym pomysłem. Muzyka zaś zawsze była do tego świetnym narzędziem.
Musimy pracować razem, by zacząć zbliżać się do „odnawialnej” przyszłości, zamiast wytykać innych palcami, oskarżając ich o hipokryzję. Należy być wyrozumiałym dla tych, którzy są w innym punkcie podróży do eko-świadomości. W związku z tym uważam, że przemysł muzyczny powinien robić wszystko, by stać się eko, zwracając uwagę na swoje problemy związane z ekologią i stawiając sobie cele w ograniczaniu produkcji emisji, tak jak robi to wiele innych branż. W ten sposób wspierać będzie artystów, by mogli efektywnie komunikować publiczności przesłania proekologiczne.
M: Czy zgodziłbyś się, że branża muzyczna jest niechętna podejmowaniu poważnych działań związanych z proekologicznym aktywizmem? Jeśli tak, to co jest tego powodem i co musiałoby się stać, żebyśmy mogli zobaczyć zmianę?
JD: Niestety nie powstały jeszcze technologie, które rozwiązałyby najbardziej gnębiące branżę problemy środowiskowe w przeciągu dnia. Z pewnością możemy jednak możemy pracować nad zmianami. Przez ostatni rok, scena muzyczna Wielkiej Brytanii była świadkiem gwałtownego rozwoju komunikacji i kooperacji pomiędzy organizatorami wydarzeń a podmiotami odpowiedzialnymi za nagrania, którzy zgodzili się osiągnąć cel zerowych emisji do odpowiednio: 2030 i 2050 roku. To wydarzenie jest ogromnym krokiem w dobrym kierunku. Jedyną opcją, która pozwoli nam zobaczyć znaczącą zmianę, jest współpraca wewnątrz branży muzycznej, by ustalić sposoby pomiaru śladu węglowego, narzędzia i ramy działania poparte nauką o klimacie.
Więcej o tych deklaracjach można przeczytać (po angielsku) tutaj:
https://www.musicclimatepact.com/
https://livemusic.biz/live-green/
M: Kto, twoim zdaniem, ma największą moc, by zmusić organizatorów festiwali muzycznych, wytwórnie muzyczne i producentów nośników, do wprowadzania zrównoważonych rozwiązań? Co mogą zrobić artyści i ich fani?
JD: Od zawsze mówię: „akcje proekologiczne robisz z nami albo my zrobimy je przeciwko tobie!”. Publiczność w którymś momencie zacznie upominać się o działania tych podmiotów w celu zmniejszenia emisji i wkrótce potem pojawią się odpowiednie regulacje prawne. Myślę, że musimy znaleźć odpowiedni balans pomiędzy kreatywnymi i pionierskimi inicjatywami a wprowadzaniem ustandaryzowanych zasad.
Jeśli chodzi o fanów, szczerze wierzę, że indywidualne działania są zaczątkiem działań kolektywnych, a działania kolektywne prowadzą do zmian. Bardzo ważne jest na przykład, by przed wybraniem się na festiwal, fani zapoznali się z odpowiednimi ekologicznymi rozwiązaniami, a następnie się ich stosowali, z nastawieniem, by pozostawić po sobie jak najmniejszy ślad na środowisku. W miarę możliwości używajcie publicznego transportu i wspierajcie lokalne inicjatywy ruchów na rzecz ochrony środowiska.
W przypadku artystów, ważne jest, by zrównoważone rozwiązania były dla nich priorytetem, we wszelkich podejmowanych przez nich projektach. Powinni wymagać bardziej „zielonych” riderów z roślinnym wyżywieniem, sprzedawać ekologicznie wykonany merch i przede wszystkim podejmować współpracę jedynie z podmiotami szanującymi ich wartości. Trasy koncertowe powinny być planowane jak najbardziej ekonomicznie, by unikać niepotrzebnych emisji pochodzących z transportu. Poza tym, niech artyści mówią głośno o kryzysie klimatycznym!
M: Zgodnie z danymi Environmental Change Institute, przemysł muzyczny Wielkiej Brytanii, każdego roku generuje 540 000 ton gazów cieplarnianych, z czego większość (około 75 %) powstaje w wyniku wydarzeń muzycznych. Jack Johnson zdecydował się zrezygnować z koncertów na żywo, z wyjątkiem sytuacji, gdy organizatorzy spełniają jego bardzo surowe, proekologiczne wymagania. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Powinniśmy zupełnie zrezygnować z wydarzeń na żywo, czy jednak znalezienie balansu jest sposobem na sukces?
JD: Nie sądzę, żeby zrezygnowanie z wydarzeń na żywo było odpowiedzią na nasze problemy. Muzyka łączy ludzi i pozostawia w nich doświadczenia, których nigdy nie zapomną. Istnieje wiele społecznych, kulturowych i ekonomicznych zalet koncertów na żywo, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że powinniśmy zrewidować sposoby w jakie je organizujemy i zaakceptować fakt, że jesteśmy częścią problemu. Musimy niezwłocznie przestać używać plastikowych przedmiotów jednokrotnego użytku i zmierzać w stronę stworzenia gospodarki o obiegu zamkniętym. To będzie jednak wymagało edukacji i zaangażowania zarówno ze strony organizatorów jak i publiczności.
Kluczowe jest, byśmy przestali spoglądać na śmieci jako na śmieci, w zamian widząc w nich surowce. Wierzę, że jesteśmy wystarczająco kreatywni, by opracować rozwiązania, dzięki którym przyszłe wydarzenia będą organizowane nie tylko w sposób zrównoważony, ale w sposób regeneracyjny dla środowiska.
M: Wiele zespołów lub festiwali stara się podejmować działania promujące ekologię. Kwiat Jabłkoni zdecydował się nie używać plastikowej folii do owijania ich drugiego albumu. W zamian użyli papieru pochodzącego z recyklingu i ekologicznych naklejek. Dawid Podsiadło namawia swoich fanów, by nie drukowali biletów na koncerty. WROsound – polski festiwal muzyczny zrezygnował z drukowania line-upów i mapek festiwalowych, jako że i tak są one dostępne online. Na wydarzeniu organizowane są również beczkowozy dla festiwalowiczów, by mogli oni uzupełniać swoje własne butelki, zamiast używać wielu plastikowych, jednokrotnego użytku. Co jeszcze przemysł muzyczny może zrobić, by pomóc planecie? O jakich pomysłach słyszałeś?
JD: Niezliczenie wiele wspaniałych inicjatyw, podejmowanych jest na wszystkich obszarach branży. Tak jak wspominałem, coraz więcej festiwali eksperymentuje z pomysłami gospodarki o obiegu zamkniętym. Jednym z przykładów jest DGLT Festival w Amsterdamie. Zlecono dla niego badania, dzięki którym obliczono przepływ materiałów, energii i wody, które wykorzystywane są przez festiwal. Dzięki temu organizatorzy mają pełne zrozumienie swojego „metabolizmu”. Wiedzą ile biorą ze środowiska, a ile mu oddają. Dzięki temu mogą podejmować lepsze decyzje co do ich działań w przyszłości.
Kolejnym intrygującym przykładem jest organizacja FEAT (Future Energy Artists), która daje artystom możliwość inwestowania w fundusz, dzięki któremu mogą posiadać udziały w australijskich elektrowniach słonecznych. FEAT jest pierwszą inicjatywą tego typu. Chciałbym, żeby podobne inicjatywy podejmowane były w innych miejscach świata. Na przykład super byłoby, gdyby artyści założyli projekt wykorzystując ogromny potencjał elektrowni wiatrowych w UK.
Na koniec wspomnę o inicjatywie Green Disco, z USA. Green Disco współpracuje z organizatorami eventów, w celu wyprawiania imprezy „Leave No Trace” („nie pozostaw śladu”), która ma zwracać uwagę na problem nadmiernych odpadków i nieczystości produkowanych przez festiwale.
Ich zamysł polega na zachęcaniu festiwalowiczów do wolontaryjnego posprzątania pozostawionych po sobie odpadków. Zachętą jest możliwość udziału w bezpłatnej imprezie z lokalnym DJ-em i z darmowym jedzeniem dostarczonym przez lokalne food trucki. Organizatorzy zapraszają również sprzedawców wyprodukowanych ekologicznie przedmiotów, dzięki czemu widownia może poznać lokalne podmioty pasjonujące się zmniejszeniem swojego śladu węglowego.
Agnieszka Gębala