Ironia naszą bronią! – czy na wojnie jest miejsce na muzykę?

 w Aktualnie w mediach, Bez kategorii, Strona główna

O tym czym dla Ukrainy jest teraz muzyka, rozmawiamy z prof. Waldemarem Kuligowskim, antropologiem z Instytutu Antropologii i Etnologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

 

Agnieszka Gębala (Musicodex): 

Jimi Hendrix powiedział kiedyś: „Jeśli cokolwiek miałoby się zmienić na tym świecie, można tego dokonać jedynie poprzez muzykę.” W naszej wspólnej świadomości istnieje przekonanie, że muzyka ma ogromną siłę oddziaływania. W obliczu rosyjskiego ataku na Ukrainę, świat muzyki nie pozostał więc obojętny. Polscy i zagraniczni artyści organizują koncerty charytatywne, promują zbiórki, piszą utwory o wojnie. Co możemy w ten sposób osiągnąć?

 

Prof. Waldemar Kuligowski:

Zaczęła Pani od cytatu Hendrixa. Ja też zacznę od cytatu, a raczej parafrazy słów Jeana Baudrillarda. Ten francuski badacz kultury napisał kiedyś o wojnie w Wietnamie, że nawet jeśli Wietnamczycy wygrali ją na ziemi, to Amerykanie zwyciężyli w przestrzeni medialnej. Przyglądając się wydarzeniom w Ukrainie odnoszę wrażenie, że w przestrzeni medialnej Ukraińcy już tę wojnę wygrali.

Jako pierwszy dowód weźmy krążący w sieci film, w którym kilkunastoosobowy oddział ukraińskich żołnierzy, stojący wokół ogromnego leja po bombie, na werblach i instrumentach dętych gra hymn swojego kraju. W tle granej muzyki widoczne są wojenne zniszczenia. To bardzo poruszający materiał, obejrzany przez tysiące ludzi na całym świecie.

Drugim argumentem jest filmik, w którym młoda, ubrana na czarno skrzypaczka, w oszałamiający sposób wykonuje motyw z pieśni ludowej. Jej widownią są ludzie przebywający w schronie przeciwbombowym. To bardzo silny przekaz, w dodatku niezwykle symboliczny: z tyłu, za głową skrzypaczki zapalona jest żarówka, której światło momentami prześwieca w kierunku kamery. Wygląda to tak, jakby muzyka niosła ze sobą nową energię, światło. Jakby miała pokonać ciemność.

 

 

Oczywiście, nie mogę nie wspomnieć o najbardziej chyba znanym przykładzie, czyli video przedstawiającym siedmioletnią dziewczynkę z Kijowa, śpiewającą słynną piosenkę z „Krainy Lodu”.

 

 

Zastrzegam od razu, że nie znam rosyjskiej przestrzeni medialnej, ale można chyba uznać, że w mediach pozarosyjskich, Ukraina już zwyciężyła. A biorąc pod uwagę nawet tylko te trzy przykłady, okazuje się, że jednym z głównych narzędzi tej wygranej była muzyka. Mamy kolejno hymn narodowy, pieśń ludową i utwór popowy. Razem stworzyły one piękną mieszankę nadziei, wolności i myślenia o lepszym jutrze.

Badania naukowe wskazują, że każda epoka – a zatem także każda wojna – ma „swoją muzykę”. Muzyka jest medium, które w niemożliwy chyba do obiektywnego zbadania sposób sprawia, że ludzie rzeczywiście czują się lepiej. Muzyka skleja wspólnoty, wypełnia serca odwagą, potrafi leczyć po stracie. Cierpienie i ból koi prawdopodobnie lepiej niż jakiekolwiek inne medium. W tym sensie, wszyscy zajmujący się muzyką ludzie robią niezwykle ważną rzecz. Nawet jeśli tworzona przez nich muzyka bywa uważana za niepoważną ze względów gatunkowych.

 

AG:    Nawiązując  do tego, co powiedział Pan o wygranej Ukrainy w przestrzeni medialnej, co to właściwie oznacza dla Ukrainy? Czy może się to wiązać na przykład z większą pomocą międzynarodową?

 

WK:    Tak, pani komentarz jest bardzo trafny. Tam, gdzie przekazy ukraińskie trafiły do osób interesujących się tą wojną – no bo umówmy się, nie cały świat się tą wojną w równy sposób interesuje – wytworzyły pozytywny wizerunek tego kraju. Po pierwsze, Ukraina zaprezentowała się jako kraj napadnięty w zupełnie niezawiniony przez siebie sposób. Po drugie, jako kraj, który w cudownie bohaterski sposób potrafi się bronić.

Materiały z Ukrainy pokazują też, że ofiarami tego konfliktu są osoby cywilne. Że płoną szkoły, szpitale i muzea. Przekaz o ofierze i bohaterstwie Ukrainy pociąga za sobą konkretne decyzje o wsparciu militarnym, humanitarnym czy finansowym. Ze strony polityków unijnych czy amerykańskich płyną w ślad za nim mocne słowa.

Można więc powiedzieć, że między innymi dzięki muzyce Ukraina się skonsolidowała, a za nią skonsolidował się tak zwany „wolny świat”. I to jest efekt nie do przecenienia.

 

AG:    A spoglądając w przeszłość – w kontekście obu Wojen Światowych, wojny w Wietnamie, arabskiej wiosny lub walki z komunizmem – powiedziałby Pan, że muzyka rzeczywiście miała wpływ na ich przebieg lub zakończenie?

 

WK:    W naszym kręgu kulturowym najbardziej rozpoznawalna jest druga wojna światowa i pieśni, które jej towarzyszyły. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że muzyka wojenna, to zarówno muzyka strony broniącej się, jak i strony atakującej. Jest to zatem muzyka towarzysząca „dobrym” i „złym” siłom. Dałoby się ułożyć listę hitów drugiej wojny światowej i napisać w konsekwencji alternatywną historię tego konfliktu…

Po jednej stronie mielibyśmy wówczas skomponowany w 1933 roku przez porucznika Kurta Viehle nazistowski hymn „Panzerlied”, oparty na starej piosence marynarskiej. Utwór ten miał wspierać niemieckie siły pancerne, a ciekawe jest to, że popularność tej piosenki wcale nie skończyła się wraz z upadkiem III Rzeszy i zakończeniem wojny. Do dziś wykonywana jest ona przez wojska niemieckie, austriackie, chilijskie czy amerykańskie.

Po drugiej stronie na pewno znalazłaby się „Katiusza”, radziecka pieśń skomponowana w 1938 roku przez poetę Michaiła Isakowskiego i kompozytora Matwieja Błatnera. Pieśń pozornie niewojenna, bo opowiadająca o historii miłości Katiuszy. Katiusza (jej imię jest zdrobnieniem takiego bardzo poważnego imienia – Jekatarina) tęskni do ukochanego, który jest gdzieś na „pograniczu”, czyli jak domyślamy się, na froncie. Ta piosenka również zyskała szeroką popularność, śpiewana była nie tylko przez rosyjskich sołdatów, ale również przez partyzantów we Włoszech i Grecji.

Kolejny ciekawy przykład z tego samego okresu to najpopularniejsza piosenka francuskiego ruchu oporu, skomponowana w 1943 roku przez Annę Marly „Le Chant des Partisans”. Gwizdana wersja tego utworu stała się później znakiem rozpoznawczym  programu radiowego „Wolna Francja”, nadawanego przez BBC [AG1]. A kiedy śpiewanie „Marsylianki” zostało zakazane przez Niemców, to ta piosenka stała się nieoficjalnym wojennym hymnem Francuzów.

 

To tylko kilka przykładów, ale myślę, że doskonale pokazują one to, co kluczowe: muzyka może funkcjonować w bardzo różnych kontekstach, przenosząc jednocześnie odmienne znaczenia. Nas, w tej rozmowie rzecz jasna najbardziej interesuje znaczenie mobilizujące. Co często wywołuje pytanie: „co i czy w ogóle cokolwiek muzyka może realnie zmienić?” Warto pamiętać, że muzyka nie tylko SIĘ DZIEJE, ona również prawdziwie coś WYTWARZA. Muzyka potrafi wytwarzać dumę, odwagę,  poczucie sprawczości i przynależności. To wszystko trudno pokazać w tabelach statystycznych, ale dzięki badaniom jakościowym wiemy, że to nie mrzonki.

 

AG:    Wspominał Pan o tym, że nie tylko muzyka zaangażowana i otwarcie polityczna potrafi wpływać na świadomość ludzi. Czy Pana zdaniem – niekoniecznie jako badacza – ale również jako człowieka – artyści mają obowiązek angażowania się w sprawy polityczne?

 

WK:    Moim zdaniem artystę definiuje jedno, czyli tworzenie sztuki. I tego powinniśmy od artysty wymagać. Niczego więcej.

AG:    W takim razie, co jeśli artysta postanawia jednak tworzyć muzykę zaangażowaną? Czy muzyka antywojenna powinna traktować temat w sposób możliwe poważny, czy może jednak podnosić morale… np. śmiechem? W historii pojawiały się przecież utwory takie jak “Hitler Has Only Got One Ball”, czy „Siekiera, Motyka” (z tekstem: „Siekiera, motyka, piłka, alasz, przegrał wojnę głupi malarz.”. Obecnie pojawiają się też piosenki o Putinie – z reguły dość dosadne (jak np. Dezerter „Idi”). Czy wypada podchodzić do trudnych tematów z humorem? Jaki można wywołać efekt w ten sposób?

 

WK:    Śmiech jest bardzo ważną bronią. Rozbraja wroga i  związany z nim strach, jednocześnie nas samych uzbrajając. Kapitalnym tego przykładem jest utwór „Bayraktar”, który stał się hitem początku marca. Bayraktar to produkowane przez Turcję drony, które wyposażone są w pociski naprowadzane laserowo. Wspomniana piosenka drwi nie tylko z największego wroga Ukrainy, czyli z prezydenta Władimira Putina, ale też z rosyjskiego wojska i jego rzekomo wyzwoleńczo-pokojowej misji. Drwi z zupy spożywanej przez żołnierzy w ich czołgach. Czołgach, które niechybnie skazane są na zniszczenie.

W ślad za popularnością utworu, powstało radio „Bayraktar”, kanał uruchomiony prze Radioplayer, aplikację zatwierdzoną przez ukraiński rząd. Przysłuchiwałem się, co tam nadają. I wiem, że jest dużo wesołej muzyki, sporo hip hopu i rocka. Pojawia się na przykład bardzo ciekawa piosenka w stylistyce ska, nagrana przez ukraiński zespół Mandry. Oryginalny tytuł utworu brzmi: „Український Військовий Забіг”, czyli po polsku coś w rodzaju „Ukraińskiego biegu wojskowego”.

 

Logo radia Bayraktar

 

Wspominam o tym dlatego, że na facebookowym profilu tego zespołu znajdują się znamienne komentarze, pokazujące w jaki sposób sami twórcy myślą o tym, co robią. Pod postem zapowiadającym tę piosenkę możemy przeczytać: „Drodzy bracia i siostry Ukraińcy, ten utwór z głęboką wdzięcznością i ekscytacją dedykujemy siłom zbrojnym Ukrainy.” W innym poście członkowie zespołu Mandry piszą tak: „Muzyka w czasie wojny jest bardzo ważnym wsparciem psychologicznym dla nas wszystkich. Drodzy bracia i siostry Ukraińcy – razem po zwycięstwo”. Widać tutaj samoświadomość twórców. Oni wiedzą, że ich muzyka ma nie tylko zagrzewać do boju, ale że ma być również swojego rodzaju poduszką terapeutyczną, poduszką bezpieczeństwa – zarówno dla ludzi w mundurach, jak i dla cywilów.

Warta uwagi jest w tym kontekście również działalność Tarasa Kompaniczenko, który ubrany w mundur śpiewa żołnierzom dawne ukraińskie ludowe pieśni. Przygrywa sobie przy tym na tradycyjnym instrumencie podobnym do lutni, czyli na bandurze.  Czasami wykonuje też utwory ukraińskiego wieszcza Tarasa Szewczenki. Jest to wybór bardzo wymowny, bo w latach 30’, Sowieci dokonywali systematycznej likwidacji wędrownych śpiewaków, będących spadkobiercami średniowiecznych minstreli. Uważano ich za niepotrzebny zabytek przeszłości, zakłócający rozwój nowoczesnej, socjalistycznej kultury. Kolejną warstwą tego przykładu jest fakt, że w Charkowie – jednym z miast najciężej doświadczonych przez wojnę – znajduje się pomnik tych prześladowanych muzyków.

 

Pomnik Tarasa Szewczenki w Charkowie, źródło: Navigator Ukraina

 

Można powiedzieć, że postać Tarasa Kompaniczenki – z tradycyjnym instrumentem, a jednocześnie w mundurze, zanurzonego w tej teraźniejszej wojnie – jest swoistą arką przymierza pomiędzy starą a nową Ukrainą. W ten sposób jest to zresztą odbierane przez jego publiczność.

 

AG:    Czy zgodziłby się Pan, że istnieje mechanizm, zgodnie z którym, w trakcie trwania konfliktów zbrojnych, skłaniamy się raczej wobec sztuki mobilizującej, ironizującej i podnoszącej na duchu, a dopiero po wojnie dajemy sobie czas na opłakiwanie, wspominanie lub nostalgię?

 

WK:    To oczywiście zależy od tego, jak długo konflikt trwa. Wojna w Ukrainie na razie wciąż trwa stosunkowo krótko. Nie zdążyła zdemolować tego wszystkiego, co uznalibyśmy za elementarne składniki codzienności. Ukraińcy nadal korzystają z telefonów komórkowych, oglądają ukraińską telewizję, słuchają ukraińskiego radia – jakkolwiek robią to w przerwach pomiędzy alarmami bombowymi. Nie wszędzie tak się dzieje, ale zasadniczo mają taką możliwość. Zbiorowa praca żałoby jeszcze nie musiała się zacząć, choć strona ukraińska bardzo skrupulatnie prowadzi „wojenną buchalterię” strat ludzkich i materialnych. Można by chyba przyjąć tezę, że dopóki mamy do czynienia z wczesną fazą konfliktu, łagodzimy ją ironią – przeciwnik zresztą sam daje wiele powodów do tego, żeby go wyśmiać. Czas na opłakiwanie zmarłych osób i zniszczonych miast przyjdzie później.

 

AG:    Co w przypadku, gdy konflikt zostanie „zwyciężony” przez jedną ze stron? Czy piosenki żałobne mogą przeplatać się z utworami wesołymi, triumfalnymi? Zdaje się, że niezależnie od faktycznego wyniku, wojna sama w sobie jest pełna przegranej, zniszczeń i smutku.

 

WK:    Przypatrując się pierwszej lub drugiej wojnie światowej, należy uznać, że po zakończeniu konfliktu dominują utwory komemoracyjne – upamiętniające bohaterów i bohaterskie wydarzenia. Są to pieśni monumentalne, dające wykorzystać się podczas oficjalnych okazji, takich jak rocznice, składanie wieńców czy święta narodowe.

Pamiętajmy ponadto, że wiele z piosenek, które spontanicznie powstają w trakcie wojny, to rzeczy bardzo kontekstowe i doraźne. Opowiadające o konkretnych ludziach i wydarzeniach, czasem posługujące się określonym językiem, niemalże slangowym. To może utrudniać ich późniejsze zrozumienie. „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola”  – jedna z najpopularniejszych piosenek z czasów powstania warszawskiego (przyp. red. Pałacyk Michla to kamienica zniszczona w roku 1944) – nie jest dzisiaj utworem, którego sens i odniesienia są od razu czytelne.

 

 

Ta kwestia wymagałaby na pewno bardziej dogłębnych studiów. Zupełnie inaczej mogło być chociażby po wojnie koreańskiej, jeszcze inaczej po wietnamskiej. Wojna w Jugosławii zaowocowała na przykład niesamowitą erupcją gatunku zwanego turbofolkiem, będącego miksem nowokomponowanej muzyki ludowej z gangsta rapem. Ten gatunek oparty został na nacjonalistycznym i maczystowskim przekazie, polegającym na opiewaniu własnych bohaterów i jawnej pogardzie wobec „innych”.

 

AG:    Nawiązując do kontekstowości muzyki wojennej, czy można powiedzieć, na czas wojny powstaje „tymczasowa kultura”?

 

WK:     Z całą pewnością tak. Stan zagrożenia, stan lęku i niepewności, nawet najlepiej maskowany, wpływa jednak na to, co i jak robimy. To, co kiedyś było nieważne, staje się najistotniejsze. Zaczynamy myśleć o swoim bezpieczeństwie, o najbliższej, najprostszej drodze do schronu. Mniej przejmujemy się książkami na półce, porządkiem w kociej kuwecie czy porą, w której zwykle ze znajomymi piliśmy kawę. W związku z tym przetasowuje się zestaw wartości – na pierwszym miejscu nie będzie już samorealizacji, myślenia o odpoczynku, relaksie… Oczywiście, Bywa różnie, ale zasadniczo wojna wywraca dotychczasowy ład i porządek wartości.

 

AG:    Czy śledzi Pan akcje prowadzone przez osoby ze świata muzycznego? Które z nich zwróciły Pana uwagę i jakie jest Pana zdanie na ich temat? Jako antropolog, jakiego rodzaju działania poleciłby Pan muzykom, którzy chcieliby w jak najbardziej efektywny sposób wykorzystać swoją sztukę i platformę do pomocy osobom poszkodowanym?

 

WK:    Tych akcji jest cała masa. Ja sam brałem udział w kilku takich wydarzeniach… Warto może najpierw wspomnieć o mniejszych gestach, które niekoniecznie mają jednak mniejsze znaczenie. Myślę tu o zmianie tekstów w niektórych utworach. W czasie koncertu jubileuszowego Lady Pank w utworze „Ameryka”, nie płonie już tytułowa Ameryka, ale właśnie Ukraina. Ta zmiana wywołała niesamowite poruszenie wśród publiczności, która wysłuchała tego utworu w ogromnym skupieniu, na rozrywkowym przecież koncercie.

Wiemy, że zespół Scorpions w swoim nieśmiertelnym przeboju „Wind of Change” zmienił nie jedno słowo, a całą frazę. W przypadku zespołu o międzynarodowej sławie, taki gest na pewno ma znaczenie.

Niektórzy gitarzyści występują teraz grając na żółto-niebieskich instrumentach. W ten sposób pokazują swoje zaangażowanie po konkretnej stronie – bo określenie, po której stoi się stronie, też jest ważne.

Natomiast jako antropolog zastanawiam się, jaki rodzaj działań mógłbym muzykom polecać i chyba wielce oryginalny nie będę. Tak wiele pomysłów zostało już uruchomionych, że dodałbym od siebie tylko jedno: otóż warto propagować wiedzę na temat muzyki ukraińskiej! Wiemy o niej, przyznajmy się, bardzo niewiele, a to ogromna grupa doskonałych artystów i zespołów, reprezentujących różne gatunki. Sięgajmy zatem z jednej strony po twórczość ludową, a z drugiej po tę najbardziej współczesną. Nie ograniczajmy się do muzyki wojennej. Potencjał jest ogromny.

I znów można by jedynie wzruszyć ramionami i stwierdzić: to przecież tylko symboliczny gest. Tyle że większości z nas pozostają symboliczne gesty… Wracamy właściwie do początku naszej rozmowy. Najważniejsze jest chyba okazanie zainteresowania i pokazanie, że doceniamy to, kim są dotknięci wojną ludzie. Nasze zainteresowanie może sprawić, że poczują się lepsi, silniejsi, mocniejsi – że odczują wsparcie. Bo wsparcie nie musi przyjmować formy pieniężnej czy materialnej. Może też przyjmować postać daru naszej uwagi – jednego z najbardziej deficytowych towarów w tym rozpędzonym i zindywidualizowanym świecie.

 

AG:    Dziękuję za tę puentę i podążając za Pana radą, załączam dla czytelników utwór wspaniałego ukraińskiego zespołu DakhaBrakha:

 

Zdjęcie do wywiadu: Adrian Wykrota

Recommended Posts

Napisz komentarz

Translate »